logo leba logo księstwa łeby logo lot leba

 leba leba  leba  leba   leba
Wyrzutnia rakiet


I Festiwal Pomuchla (1999-12-05)

Ryba – to powszedni chleb oraz odświętny, symbol dawnych i dzisiejszych mieszkańców Łeby, prastarej kaszubskiej, książęcej stacji rybackiej. Rybogryf występuje w zachowanym do dziś historycznym herbie miasta. Ryby, w szczególności zaś dorsze, od zarania osady są podstawą jej egzystencji: odławiane przez miejscowych rybaków, smażone, gotowane i wędzone podawane są na domowych stołach, po łebsku, grecku i po krymsku serwowane w restauracjach i sezonowych smażalniach.
leba
W średniowiecznej Łebie żywy był kult srebrnego dorsza, czyli, językiem miejscowym, pomuchla. Srebrnego pomuchla używano podczas uroczystych ślubów i pogrzebów oraz świąt, w szczególności zaś z okazji odpustu św. Mikołaja, patrona ludzi morza. Figurą witano i żegnano brać żeglarską oraz dostojnych gości.
      6 czerwca 1999 roku łebscy rybacy, „aby siebie wyrazić i zakorzenić, aby ogarnąć przeszłość dawniejszą niż każdy z nas”, wręczyli Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II srebrnego dorsza. 5 grudnia 1999 r., w przededniu tradycyjnego odpustu św. Mikołaja, odbył się w Łebie I Festiwal Pomuchla – konkurs na dania z dorsza dla miejscowych restauratorów i właścicieli smażalni.
      Brnąc nocną porą w śnieżycy i zadymce miałem tzw. mieszane uczucia. Festiwal Pomuchla, Festiwal Pomuchla powtarzałem w myśli nazwę imprezy i nic nie stawało się jasne. Za to Łeba, piękna, cicha i jakby uśpiona
leba
A potem wpadłem w ręce organizatorów i po wspaniałej kolacji zasnąłem zakopany w łóżku jak w gawrze. Rano obudziła mnie dojmująca cisza, za oknem sypał śnieg i brakowało prądu. Zasypie mnie tutaj, odetnie od świata i będę się mógł wyspać za wszystkie czasy – rozmarzyłem się. A z drugiej strony – będę chyba robił za całe jury, przewodniczącego i publiczność tego ich Festiwalu Pomuchla – pomyślałem, zmieniając bok. Dopiero kiedy późnym popołudniem, świeży i wyspany dotarłem do imponującej sali widowiskowo – sportowej w miejscowej szkole i zobaczyłem kłębiący się tłum, zrozumiałem, że wczorajsze wrażenie uśpienia to była przysłowiowa cisza przed burzą.
      Potrawy z dorsza według własnej receptury prezentowały wszystkie liczące się w mieście zakłady gastronomiczne, hotele, restauracje i bary. Każdy ze startujących wystawiał cały stół z zakąskami, zupą oraz daniem lub daniami głównymi. W każdej z tych dziedzin jury przyznawało nagrodę i trzeba powiedzieć, że znaleźliśmy się w nie lada kłopocie. Po pierwsze musieliśmy wszystkiego z tej góry jedzenia spróbować. Po drugie musieliśmy wybrać najlepsze. Jako doświadczony członek jury różnych konkursów kulinarnych mam swoją technikę. Polega ona no tym, że na początku eliminuję potrawy z jakichś względów nie do przyjęcia: smak, wygląd, zestawienie, konsystencja, temperatura, itp. Po czym zostaje (jeśli zostaje) parę potraw, które trzeba uszeregować na zasadzie dobre, lepsze, najlepsze. O zgrozo! Tym razem np. w kategorii zup nie odrzuciłem żadnej i jak je teraz uszeregować? Dziwne to tym bardziej, że podróżując po Polsce znaleźć dobrą zupę rybną naprawdę trudno, a tu taki urodzaj. Jeżeli dodam, że zarówno w zakąskach, jak i daniach głównych sytuacja była tylko niewiele gorsza, zrozumiecie Państwo wobec jakiego problemu (pysznego, ale problemu) stanąłem ja i reszta jury.
      Po długich i burzliwych obradach udało nam się z bólem wyłonić zwycięzców, a ich prezentacja budziła wśród uczestników i widzów emocje nie mniejsze niż te towarzyszące obradom jury. Napisałem „widzów”, a tak naprawdę byli sami uczestnicy, którzy degustowali potrawy, a przy ogłaszaniu wyników komentowali, komu to w jury słoń na zmysły nadepnął. Może nie wszyscy wyszli z imprezy tak najedzeni jak ja – ale cóż, obowiązek to obowiązek.
      Festiwal zrobił na mnie dobre wrażenie za swój prosty, osadzony w tradycji pomysł, społeczne, niekomercyjne wykonanie przy zaangażowaniu wielu wspaniałych osób i – co nie najważniejsze, ale bardzo ważne – za wspaniałe jedzenie. Przy okazji proszę, aby przepisy na pomuchlowe dania zbierać i strzec jak źrenicy oka! Wielki (dosłownie i w przenośni) zwolennik Festiwalu Pomuchla.
leba


Karta dań

ARKUN Ośrodek Wypoczynkowo-Szkoleniowy Banku Handlowego w Warszawie

  • Klopsiki z dorsza w galarecie winnej
  • Barszcz burakowy z pierożkami rybnymi
  • Dorsz po kaszubsku, ziemniaki w zielonej panierce, sałata zielona z sosem vinaigrette
  • Dorsz faszerowany na sałatce warzywnej

CELMARR Celina Grabowska

  • Zupa rybna
  • Klopsiki smażone
  • Dorsz marynowany

DAMROKA Ośrodek Szkoleniowo-Wypoczynkowy Banku PeKaO S.A.

  • Śnieżny pomuchel wigilijny
  • Korale Księżniczki Damroki
  • Rebionka Guntera Grassa
  • Przysmak rybaków z Boleńca
  • Kompot brzadowy

GOŁĄBEK Hotel ***

  • Dorsz po grecku
  • Zupa rybna
  • Smażona rolada z dorsza z krewetkami i szparagami na szpinaku sosem kaparowym polana
  • Tort kanapkowy

MALIBU Cocktail Bar, Halina i Andrzej Kopańczukowie

  • Zupa Książęca
  • Filet z dorsza w sosie serowym po marynarsku

NA ROGU Grill Bar & Pub, M.i S.Multaniak

  • Pasztet z dorsza przekładany marynowanym łososiem i gotowanym porem
  • Zupa rybna „Na Rogu”

NEPTUN Firma Turystyczna „Hotel Neptun S.A.”

  • Finezja z dorsza po krymsku z sosem chrzanowym i szlacheckim
  • Polewka z dorsza
  • Filet z dorsza panierowany w pumperniklu na szpinaku z groszkiem cukrowym
  • Dorsz marynowany w zalewie truflowej w sosie na bazie szampana

Smażalnia NATALIA Romuald Piszko

  • Polędwica wykwintna z dorsza w warzywach i owocach

WODNIK Ośrodek Wypoczynkowy „Hotel Wodnik”

  • Dorsz w skorupce ziołowo-orzechowej
  • Potrawka z dorsza
  • Dorsz po łebsku z sosem czosnkowo-ziołowym
  • Dorsz faszerowany z sosem chrzanowym

Zamek „DWÓR” w Nowęcinie Hotel Restauracja

  • Dorsz zawijany w bekonie z sosem cebulowym
  • Szpinak „Po Dworsku”
  • Klasyczna zupa rybna z pulpetami, zabielana

Nagrody Pierwszego Festiwalu Pomuchla

  • Przystawka – dorsz w skorupce orzechowo-ziołowej Hotel Wodnik
  • Zupa – zupa rybna Firma Celmarr
  • Danie główne zimne- dorsz marynowany Firma Celmarr
  • Danie główne ciepłe – dorsz po łebsku z sosem czosnkowo-ziołowym Hotel Wodnik
  • Aranżacja stołu, estetyka i nazwy potraw – Ośrodek Wypoczynkowy Damroka


      Dorsz marynowany był genialny. Uważam, że to najważniejsze danie festiwalu. Po prostu wielkie gastronomiczne odkrycie. Niedoceniony został, niestety, tort kanapkowy Hotelu „Gołąbek”. Rzecz wspaniała i mało w Polsce popularna. Wypada tylko pogratulować twórcom.
Maciej Nowak, Gazeta Wyborcza, wiceprzewodniczący jury Festiwalu Pomuchla.


O dorszu i z dorsza

      – Witam państwa bardzo smacznie – zwrócił się Maciej Kuroń, zwany Pierwszym Kucharzem Rzeczypospolitej, do publiczności licznie zgromadzonej w szkolnej hali sportowej. Za chwilę wszyscy mieli stać się świadkami dwóch wyścigów – w przygotowywaniu dań oraz jedzeniu. Do końca drugiego niektórzy uczestnicy dotrwali z trudem, ledwo łapiąc oddech.
      W ubiegłą sobotę w Łebie odbył się pierwszy w historii miasta Festiwal Pomuchla. Według Marii Konkol, dyrektorki miejscowej biblioteki i autorki pomysłu impreza ściśle nawiązuje do miejscowej tradycji. Po pierwsze, dorsz (z kaszubska – pomuchel) jest rybą najczęściej poławianą przez bałtyckich rybaków. W średniowieczu był przedmiotem kultu, w okresie przedwojennym figurował na rybackich sztandarach. Przy okazji ostatniej wizyty papieża w Polsce ludzie morza z Łeby ofiarowali mu wykonany ze srebra wizerunek dorsza. Poza tym, ryba to znak pierwszych chrześcijan, czytelny motyw rozpoczynającego się właśnie adwentu.
Nie pij wody po rybie, po kapuście wina, nie kochaj mężatki, kiedy jest dziewczyna.
      Imprezie wyznaczono także bardziej przyziemny cel. Chodzi o promocję lokalnej kuchni. Organizatorzy przyznali, że jej specjałów nie udało się dotąd wylansować wśród szerokiego grona konsumentów. Łeba zaś jest białą plamą na kulinarnej mapie Polski. Stąd główny i najbardziej emocjonujący punkt festiwalu – konkurs kulinarny na danie z dorsza. W szranki stanęło 10 miejscowych restauratorów -właścicieli ośrodków wczasowych, hoteli, ale także kawiarni, smażalni i grill-baru. Konkurencja była silna, a 11-osobowe jury z Maciejem Kuroniem na czele – wymagające. W roli wiceprzewodniczącego komisji oceniającej wystąpił inny wielki smakosz, Maciej Nowak z „Gazety Wyborczej”, autor zwiadów po polskich lokalach gastronomicznych, publikujący swoje artykuły w stałej rubryce „Magazynu Gazety”. Dania oceniali także m.in.: posłanka Jolanta Banach, związana z Łebą słynnym przepisem na „śledzie Kwaśniewskiego”, senator Kazimierz Kleina, urodzony łebianin, Jacek Kurski, marszałek Sejmiku Województwa Pomorskiego, Ludwik Greczko, rybak z Łeby, prezes Zrzeszenia Rybaków Morskich.
Jedz mniej, bramy raju są wąskie.
      – Pościłem już od rana i z niecierpliwością czekam na degustację -wyznał redaktor Nowak, mężczyzna bardzo słusznej postury. – Dawno się nie ważyłem, ale liczę, że mam tak około 135 kg – powiedział nam. W swojej kilkuletniej karierze odwiedził i opisał około 200 różnych jadłodajni. Zapytany, jakiego rodzaju dania preferuje, odpowiedział wprost: – Lubię wszystko. Ludwik Greczko z kolei zdradził etymologię nazwy „bolek”, jak określa się potocznie dorsza o niewielkich rozmiarach: – Trzeba się cofnąć do czasów Bolesława Bieruta, kiedy rybacy musieli odławiać kontyngenty na rzecz kraju. Kaszubi nazwali tę obowiązkowa drobnicę od imienia ówczesnego wodza. Rybak polecał też własne, choć raczej mało apetyczne przepisy na rybne smakołyki. – Obejrzałem wszystkie konkursowe propozycje. Owszem, wyglądają pięknie, ale, moim zdaniem, w domu można zrobić coś lepszego – powiedział L. Greczko, – Na przykład łebek z dorsza. Trzeba go ładnie usmażyć i mówię wam, palce lizać. Tak samo, jeśli będziecie szykować łososia na wigilijny stół, nie wyrzucajcie kręgosłupa. Usmażony krzyż to po prostu pychota.
Pan Bóg stworzył jedzenie, a diabeł kucharzy.
      Jury nie miało łatwego zadania. Także dlatego, że każdy z jego członków musiał skosztować ponad 50 potraw. W degustacji brali udział także mieszkańcy Łeby, którzy obszerną salę wypełnili po brzegi. Wreszcie ogłoszono werdykt. W kategorii przystawek zwyciężył dorsz w skorupce, dzieło kucharzy z Hotelu „Wodnik”. Najlepszą zupę rybną przygotowała firma „Celmarr”. Wśród dań głównych najwyżej oceniono dorsza po łebsku, także z Hotelu „Wodnik”. Bezkonkurencyjną zimną przekąską okazał się dorsz marynowany, kolejny sukces „Celmarru”. W konkurencji dodatkowej – na najpiękniejszą aranżację świątecznego stołu – pierwsze miejsce zajął Ośrodek Wczasowy „Damroka”. Jako jedyny, który w dekoracji nawiązywał do kultury i tradycji Kaszub.
Człowiek jest tym, co zje.
      – Dorsz marynowany był genialny. Uważam, że to najważniejsze danie festiwalu. Po prostu, wielkie gastronomiczne odkrycie – powiedział wiceprzewodniczący jury, którego poprosiliśmy o ocenę poziomu konkursu. – Niedoceniony został, niestety, tort kanapkowy hotelu „Gołąbek”. Rzecz wspaniała i mało w Polsce popularna. Wypada, tylko pogratulować twórcom. Co do ogólnych tendencji, nie trawię tego, co się nazywa z francuska nouvel cusin, a oznacza po prostu manierę tworzenia z jedzenia skomplikowanych kompozycji plastycznych, jakichś dziwnych instalacji. To był nurt bardzo popularny w latach 80., ale dzisiaj ogromnie niemodny. Zauważyłem, że hotele „Gołąbek” i „Neptun” wyraźnie jeszcze się tego trzymają. Niepotrzebnie. Strasznie drażnią mnie też bardzo wymyślne nazwy potraw. To potwornie pretensjonalne. Festiwalowym zmaganiom kucharzy towarzyszył barwny festyn rodzinny Można było coś kupić na pamiątkę, coś zjeść i wypić. Jednym słowem – bardzo udana impreza.

Beata Piecyk Głos Słupski nr 288 str.3 11-12-XII-1999r

Copyright © 2003 leba.biz
Strona korzysta w niektórych częściach z plików cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce lub zrezygnować z przeglądania strony.
Regulamin, cookies i polityka prywatności …